Cyberknife – cybernetyczny nóż
O zaletach technologii cybernetycznego noża CyberKnife opowiada prof. dr hab. n. med. Leszek Miszczyk, kierownik Zakładu Radioterapii Centrum Onkologii w Gliwicach.
Czym technologia CyberKnife różni się od tradycyjnej?
Główna różnica polega na tym, że w technologii tradycyjnej, czyli w radioterapii opartej na przyspieszaczach liniowych, napromienianie jest izocentryczne: wybiera się punkt, do którego dostosowuje się wszystkie wiązki promieniowania. CyberKnife ma możliwość „malowania dawki” wewnątrz pacjenta: w trakcie planowania leczenia wybiera się cały szereg punktów, na które nakierowuje się wiązkę. Jest to możliwe ze względu na różnicę konstrukcyjną pomiędzy przyspieszaczem liniowym a CyberKnife. Przyspieszacz liniowy jest maszyną statyczną, może się obracać tylko wokół jednej osi, mamy też pewną możliwość ruchu stołem. CyberKnife natomiast jest małym przyspieszaczem liniowym zamontowanym na ramieniu robota o sześciu stopniach swobody. Pacjent leży na zrobotyzowanym stole, który również ma sześć stopni swobody. Tak więc jest bardzo duża liczba kombinacji, w których można przestrzennie ułożyć pacjenta i podać mu wiązkę promieniowania.
U chorych na jakie nowotwory najlepiej stosować CyberKnife?
Praktycznie wszystkich. Najważniejsze zastosowanie ma jednak w leczeniu nowotworów regionu mózgowia i kręgosłupa, guzów zlokalizowanych w narządach ruchomych oddechowo, jak wątroba, płuca oraz w leczeniu chorych na raka stercza.
W czym ta technologia jest lepsza od radiochirurgii opartej na przyspieszaczu liniowym czy GammaKnife?
Są trzy podstawowe atuty. Pierwsza to tracking – możliwość podążania wiązki promieniowania za ruchomym guzem. Jest to jedyny obecnie dostępny na świecie system trackingu, czyli śledzenia guza. Guzy poruszają się, oczywiście głównie dlatego, że pacjent oddycha, ale nie tylko. Najczęściej są to guzy zlokalizowane w płucach i wątrobie, która jest bardzo ruchoma. Jeśli więc chcemy być bardzo precyzyjni, a nie chcemy zniszczyć dużej objętości tkanek zdrowych, to tracking jest jedynym rozwiązaniem.
Drugi atut: możliwość uzyskania bardzo dużego gradientu spadki dawki, szczególnie z jednej strony guza. Ma to duże znaczenie, jeśli jest on położony w bezpośredniej bliskości struktury bardzo promienioczułej, a bardzo ważnej dla życia – np. rdzenia przedłużonego czy rdzenia kręgowego – albo w bezpośredniej bliskości struktury, która już wcześniej była objęta dużą dawką napromieniania.
Trzeci plus: CyberKnife pozwala stosować napromienianie z bardzo wysoką precyzją. Daje to możliwość zmniejszenia marginesu podawania bardzo wysokich dawek frakcyjnych w niektórych nowotworach, co skutkuje skróceniem leczenia, przy niezwiększaniu efektów popromiennych i utrzymaniu przynajmniej tego samego efektu leczenia. Przykładem jest rak prostaty, gdzie zwykle technikami konformalnymi napromieniamy chorych przez 51 dni, natomiast przy użyciu CyberKnife i typowego protokołu Stanford – 9 dni. A efekty popromienne są niższe niż przy standardowej radioterapii.
Ma pan największe doświadczenie w Polsce w stosowaniu CyberKnife; czy ta technika to duża różnica dla pacjentów?
Tę technikę już zastosowaliśmy w naszym ośrodku u ponad 1100 pacjentów. Istnieje wiele sytuacji klinicznych, kiedy de facto nie ma alternatywy: CyberKnife daje możliwość napromienienia pewnej grupy pacjentów, która przedtem nie mogła być leczona ze względu na techniczną niemożność wykonania takiej procedury. Jest też duża grupa pacjentów, u których zastosowanie urządzenia, w związku z jego możliwościami technicznymi, daje dużo większą szansę pozytywnego efektu przy minimalizacji efektów ubocznych. Przykład: guz wątroby. Wątroba porusza się, gdy pacjent oddycha; ruchomość może dochodzić nawet do kilku centymetrów. Byłoby bardzo trudno trafić w poruszający się nowotwór przy pomocy standardowych technik. A błąd geograficzny, czyli nietrafienie w guza, oznacza niewyleczenie.
Oczywiście nie jest to panaceum na wszystkie nowotwory i nadal będziemy bazować na radioterapii opartej na przyśpieszaczach liniowych. CyberKnife ma przewagę w tych nowotworach, gdzie jest potrzebna wysoka precyzja.
Od niedawna leczenie przy pomocy noża cybernetycznego ma już pozytywną ocenę AOTM. Co to zmieni w sytuacji pacjentów?
W Gliwicach leczymy tą metodą chorych już od stycznia 2010 roku, aparat kupiliśmy za własne pieniądze, podjęliśmy decyzję, że będziemy leczyć, wykorzystując w pełni nasz potencjał, niezależnie od finansowania, czy też jego braku. Na razie dokładamy do tej terapii, bo refundacji nie ma.
Jeśli chodzi o rekomendację AOTM, to dotyczy ona tylko guzów umiejscowionych w mózgowiu, kręgosłupie i rdzeniu. To pierwszy etap, będziemy też starać się o pozytywną rekomendację w innych umiejscowieniach nowotworów. Niestety, proces legislacyjny i biurokratyczny w Polsce jest dramatycznie skomplikowany i trwa bardzo długo.
Pozytywna rekomendacja nie oznacza niestety jeszcze refundacji. Mamy jednak nadzieję, że taka decyzja też wkrótce zapadnie. Na pewno zwiększyłaby ona liczbę pacjentów leczonych w Polsce przy zastosowaniu tych technik.
rozmawiała Katarzyna Pinkosz