Prof. Piotr Wysocki: Nowe zalecenia leczenia raka nerkowokomórkowego
Nowe zalecenia to twarde rekomendacje oparte na naukowych dowodach; zalecenia, które są odbiciem standardów stosowanych na świecie. Zależy nam na tym, żeby w Polsce była możliwość stosowania takich terapii, jakie są dostępne w innych krajach w Europie – mówi prof. dr hab. n. med. Piotr Wysocki, Kierownik Katedry i Kliniki Onkologii Uniwersytetu Jagiellońskiego – Collegium Medicum w Krakowie
Ilu Polaków słyszy co roku diagnozę „rak nerkowokomórkowy”?
Dane Krajowego Rejestru Nowotworów pochodzą sprzed 10 lat i pokazują 4,5 tys. zachorowań i 2,5 tys. zgonów rocznie. W ciągu dekady, między rokiem 2000 a 2010 r., ich liczba wzrosła o około 8 proc. Rak nerkowokomórkowy jest najczęściej diagnozowany w kontrolnym lub wykonywanym z innych powodów badaniu USG. Tak jak kiedyś chorzy najczęściej zgłaszali się z klasyczną triadą objawów – krwiomocz, ból w okolicy lędźwiowej i duży guz – tak teraz coraz częściej trafiają do nas z podejrzaną zmianą widoczną w badaniu USG. Dlatego warto wykonywać badanie USG jamy brzusznej: to badanie relatywnie tanie, a jest w stanie w kilku narządach wykryć na wczesnym etapie patologie, które mogą jeszcze przez wiele lat być klinicznie niejawne.
W onkologii często mówi się o przełomach w leczeniu. Czy takie przełomy miały miejsce w przypadku raka nerkowokomórkowego?
W przypadku raka nerkowokomórkowego na pewno nie możemy mówić o dramatycznych przełomach, raczej o ciągłej ewolucji możliwości leczenia, które jest powolnym i długotrwałym procesem. Coraz lepsza wiedza dotycząca biologii tej choroby pozwala coraz dokładniej konstruować terapie, które są coraz bardziej aktywne.
Jest pan współautorem zaleceń Polskiego Towarzystwa Onkologii Klinicznej oraz Polskiego Towarzystwa Urologicznego dotyczących postępowania diagnostyczno-terapeutycznego w raku nerkowokomórkowym. Co w tym niedawno opublikowanym dokumencie jest nowością?
Przede wszystkim rekomendacje po raz pierwszy są tak obszerne. To nie jest kilka, tylko kilkadziesiąt stron dokładnych zaleceń, które kompleksowo opisują wszystkie elementy diagnostyki i leczenia tego nowotworu. Pierwszy raz krajowe rekomendacje w tym nowotworze zostały stworzone wspólnie z Polskim Towarzystwem Urologicznym i po raz pierwszy są skierowane do dwóch środowisk – onkologów i urologów.
Z punktu widzenia onkologii klinicznej za najważniejsze uważam to, że bardzo odważnie podeszliśmy do kwestii strategii leczenia systemowego raka nerki. Te rekomendacje pierwszy raz nie są odzwierciedleniem tego, jakie mamy możliwości leczenia w Polsce, tylko pokazują, jak powinno się leczyć. Dotychczas często tworząc zalecenia, uwzględniano możliwości refundacyjne, tak aby nie pojawiła się sytuacja, że lekarze chcieliby zastosować jakiś lek, ale z uwagi na brak refundacji, nie mogliby tego zrobić. Okazało się jednak, że taki sposób pisania zaleceń stawał się argumentem dla płatnika, który zakładał, że skoro nowoczesnych terapii nie uwzględniano w polskich zaleceniach, to znaczy, że nie były niezbędne i nie powinno się ich stosować. Tworzyło się tym samym błędne koło. Postanowiliśmy zrobić krok do przodu i pokazać, jak chcielibyśmy leczyć, gdybyśmy mieli możliwości; jakie jest optymalne podejście do chorego. Te zalecenia oznaczają zdecydowany postęp w zakresie krajowych rekomendacji dotyczących leczenia raka nerkowokomórkowego. Powstały analogicznie do zaleceń największych towarzystw naukowych na świecie – amerykańskich i europejskich towarzystw urologicznych i onkologicznych.
W zaleceniach po raz pierwszy pojawiły się algorytmy terapii, a także informacje, że nie zawsze trzeba się spieszyć, że na pewnych etapach choroby zaawansowanej można spokojnie chorych obserwować, by rozważnie podjąć decyzję dotyczącą leczenia.
W ubiegłym roku onkolodzy zwracali uwagę na brak dostępu do nowoczesnych terapii w pierwszej linii leczenia. Czy coś się od tego czasu zmieniło?
W pierwszej linii leczenia generalnie nie ma istotnych zmian w zakresie leczenia raka nerkowokomórkowego. Są stosowane leki, które pojawiły się ponad dekadę temu. Nadal w Polsce nie mamy takich możliwości leczenia, jakie chcielibyśmy mieć.
Jakie terapie powinny być stosowane w pierwszej linii? Rekomendacje ESMO mówią o inhibitorach kinaz tyrozynowych i immunoterapii…
Inhibitory kinaz tyrozynowych możemy stosować, nie mamy jednak możliwości w Polsce zastosowania inhibitorów kinaz tyrozynowych najnowszej generacji. W pierwszej linii leczenia nie mamy możliwości wykorzystania immunoterapii ani zastosowania kombinacji inhibitorów kinazy tyrozynowej oraz immunoterapii. Co więcej, mamy do czynienia z absurdami. Na przykład, żeby chorego z masywnie rozsianym procesem nowotworowym leczyć w miarę optymalnie, trzeba mu najpierw usunąć nerkę, bo bez jej usunięcia nie może on otrzymać nowoczesnych leków, według obecnego programu lekowego. Taki wymóg jest od kilku lat nieprawidłowy i niezgodny z jakimikolwiek aktualnymi zaleceniami międzynarodowymi czy naszymi, najnowszymi, polskimi. Mimo że udostępnienie leków takim chorym nie jest dla ministerstwa istotnym kosztem, taka decyzja nadal obowiązuje i ogranicza możliwości leczenia, gdyż jeśli chory ma postawione rozpoznanie raka nerki na etapie choroby uogólnionej, ma rozsiane przerzuty, to urolodzy obawiają się go operować. Nie usuwają mu nerki, więc nie może on dostać najnowszych leków. Nie ma nawet szansy, żeby choroba na nie zareagowała i żeby ewentualnie rozważyć nefrektomię na późniejszym etapie.
Jakie leczenie powinno być stosowane po niepowodzeniu pierwszej linii?
W drugiej linii leczenia jest stosowana zamiennie albo immunoterapia, albo nowoczesne inhibitory kinaz tyrozynowych. Nowoczesna immunoterapia to tzw. inhibitor punktu kontrolnego – niwolumab. Uruchamia uśpione przez nowotworów mechanizmy immunologiczne, które efektywnie walczą z chorobą nowotworową. Zastosowanie niwolumabu w ramach drugiej linii leczenia pozwoliło, podobnie jak zastosowanie kabozantynibu, na znamienne wydłużenie przeżycia chorych w porównaniu do dotychczasowego standardu leczenia. Kabozantynib jest inhibitorem kinaz tyrozynowych nowej generacji – o szerszym działaniu, ukierunkowanym na przeciwdziałanie określonym mechanizmom oporności na terapie pierwszej linii. Kabozantynib hamuje rozwój guza bezpośrednio oraz w wyniku hamowania rozwoju naczyń krwionośnych. Kabozantynib, podobnie jak niwolumab, są w Polsce dostępne dla pacjentów z rakiem nerkowokomórkowym tylko w drugiej linii leczenia. Nowe polskie zalecenia wskazują, że kabozantynib lub niwolumab z ipilimumabem powinny być dostępne już w pierwszej linii leczenia, oraz zamiennie, jeżeli wcześniej nie były stosowane – w trzeciej linii leczenia.
A jak wygląda trzecia linia leczenia?
W Polsce nie ma w ogóle możliwości zastosowania trzeciej linii leczenia raka nerkowokomórkowego. Refundacja dotyczy tylko dwóch linii leczenia, a w sprawie trzeciej linii są kierowane indywidualne prośby do Ministerstwa Zdrowia w ramach Ratunkowego Dostępu do Terapii Lekowych (RDTL). Czasami Ministerstwo Zdrowia wyrazi indywidualną zgodę, ale czasami ta zgoda przychodzi za późno dla pacjenta.
Jaki jest dostęp do leczenia systemowego?
Generalnie, jeśli w Polsce pacjent spełnia kryteria, to ma dostęp do nowych terapii, jednak – szczególnie w pierwszej linii leczenia – nie do najnowszych terapii. W zapisach programu lekowego istnieje jednak szereg kryteriów, które wielu chorym uniemożliwiają dostęp nawet do terapii, które są od dawna refundowane. Przykładowo, chory z pierwotnie uogólnionym nowotworem (wykrycie przerzutów w momencie rozpoznania choroby nowotworowej) w pierwszej kolejności musi być poddany zabiegowi usunięcia guza nerki lub całkowitej nefrektomii, a dopiero później może otrzymać aktywną terapię. Od dwóch lat wiemy już bez żadnej wątpliwości, że dla większości takich chorych odroczenie leczenia systemowego tylko po to, aby wykonać zabieg operacyjny jest postępowaniem niewłaściwym. Niestety w zapisach programu lekowego taki warunek nadal obowiązuje. Możemy przyjąć, że ok. 15-20 proc. chorych z zaawansowanym rakiem nerki nie ma dostępu do optymalnego postępowania w ramach obecnie refundowanych terapii.
Czy polski chory na raka nerkowokomórkowego ma takie same szanse jak pacjent w innych krajach Europy?
Jeśli chodzi o chorych na wczesnym etapie, dla których podstawą wyleczenia jest szybka diagnostyka i dobra chirurgia, to potencjalnie mają takie same szanse jak pacjenci w krajach zachodnich. Kluczem jest tutaj dobra organizacja, czujność onkologiczna lekarzy pierwszego kontaktu oraz dostęp do urologów. Natomiast na etapie choroby uogólnionej, której nie można całkowicie wyleczyć, ale można leczyć długotrwale, mamy duże ograniczenia w dostępie do nowoczesnych terapii. Chorzy w takiej sytuacji nie są leczeni tak długo i tak efektywnie jak pacjenci w Europie, bo albo nie mają dostępu do najbardziej aktywnej terapii w przypadku, gdy niezbędne jest natychmiastowe opanowanie choroby, albo po dwóch liniach efektywnego leczenia nie mają już dostępu do kolejnych linii, podczas gdy na świecie standardem są trzy lub nawet cztery linie leczenia.
Czy sądzi Pan, że nowe zalecenia zmienią szanse polskich pacjentów na optymalne leczenie?
Na pewno będą stanowiły mocny argument w dyskusji z ministerstwem. To twarde rekomendacje oparte na naukowych dowodach; zalecenia, które są odbiciem standardów stosowanych na świecie. Bardzo trudno zarzucić, że takie podejście do leczenia nie ma uzasadnienia. Nie będzie już także mowy, że ponieważ czegoś nie ma w krajowych zaleceniach, to nie warto o tym dyskutować. Jest wyraźnie napisane, jakie terapie powinny być zastosowane na konkretnym etapie leczenia. Zależy nam na tym, żeby w Polsce była możliwość stosowania takich terapii, jakie są dostępne w innych krajach w Europie.
Prof. dr hab. n. med. Piotr Wysocki jest Kierownikiem Katedry i Kliniki Onkologii Uniwersytetu Jagiellońskiego – Collegium Medicum w Krakowie, Kierownikiem Oddziału Klinicznego Onkologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, Prezesem Polskiego Towarzystwa Onkologii Klinicznej
Rozmawiała: Dorota Bardzińska